Poniżej znajdziecie wywiad, który osoby mieszkające w Domu Socjalnym im. Piotra Kropotkina udzieliły dla poptown.eu, miłej lektury.
Skłoty kwestionują znany nam porządek miejski, hierarchizację i relacje władzy.
Mimo iż w Europie Zachodniej skłoting to zjawisko dość popularne i powszechne, skłoty wciąż budzą wiele kontrowersji. Wokół nich narastają powielane później przez media mity, co powoduje, że w gruncie rzeczy mało kto wie, czym tak naprawdę jest skłotowanie. W kryzysie kapitalizmu skłotersi i ich anarchistyczne działania oferują realne rozwiązania wpisujące się w ideę postwzrostu. Społeczności skłoterskie pokazują, że wiele rzeczy, które model neoliberalny spienięża, pozyskać można w sposób nieutowarowiony. Niestety, wraz ze wzmagającym się kryzysem bezdomności po krachu gospodarczym w 2008 roku konsekwentnie wprowadzane są coraz większe restrykcje prawne przeciw zasiedzeniu, a eksmisje skłotersów odbywają się przy użyciu siły przez policję. W oczach opinii publicznej skłoty to zdegradowane środowiska, które zagrażają zarówno sobie, jak i sąsiadom. Jak jest naprawdę? Opowiadają nam mieszkańcy i mieszkanki Domu Socjalnego im. Piotra Kropotkina we Wrocławiu, znanego również jako skłot Hulajpole.
Hanna Szkarłat: Czym właściwie jest skłot?
Mieszkańcy i mieszkanki Domu Socjalnego im. Piotra Kropotkina: Skłot to nieużywany pustostan, w którym zamieszkały osoby w potrzebie – tym jest z definicji. Taki pustostan zostaje „oddany” lokalnej społeczności, zazwyczaj funkcjonuje jako centrum kulturalne i polityczne oraz mieszkanie. Istnieją też pustostany, w których ludzie tylko mieszkają, i takich w miastach jest bardzo dużo, jednak nie zalicza się ich do kultury skłotingu. My mówimy na nie „ciche skłoty” i wspieramy, ale nigdy nie ujawniamy ich istnienia. Skłot to miejsce, w którym można zamieszkać, by nie tułać się po przytułkach lub nie czekać na pomoc od państwa.
Skłot w praktyce może być dla kogoś manifestem politycznym, czy bezpośrednim podważeniem świętego prawa własności przez tych, którzy nie mają nic. To też recykling budynków, skłotersi tworzą miejsce do życia z czegoś, co podupada i niszczeje. Latami nieużywane budynki wymagają remontu, mieszkańcy naprawiają je własnymi siłami i na własny koszt.
Skłot może być tym wszystkim jednocześnie i więcej – wszystko zależy od człowieka.
Czy możecie opowiedzieć coś więcej na temat historii skłotingu we Wrocławiu i ogólnie w Polsce?
W Polsce ruch skłoterski nie jest zbyt silny, najbardziej znane skłoty to między innymi Rozbrat w Poznaniu, Syrena, Elba i Fabryka w Warszawie, Carandiru w Krakowie, Brovary Hills w Gdyni, Rzeźnia i NKS 3-Jan w Gdańsku czy Elektromadonna w Częstochowie. Łącznie tych najpopularniejszych jest lub było ponad 20, mało z nich funkcjonuje do tej pory. W porównaniu z innymi krajami to nic. Z kolei we Wrocławiu historia skłotingu jest bardzo mocna, można wymienić takie miejsca jak nieistniejące już Kromera czy drugi najstarszy skłot w mieście, czyli Wagenburg, który ma już 20 lat! Centrum Reanimacji Kultury jest już legalną miejscówką. Niedawno zostały założone skłoty Pandemia i Samowolka, no i oczywiście działamy też my – Dom Socjalny imienia Piotra Kropotkina.
Sytuacja mieszkaniowa w tym kraju od lat się pogarsza, więc coraz więcej ludzi szuka alternatyw dla wynajmu pokoju w przeludnionym mieszkaniu za znaczną część pensji, złodziejskiego kredytu, czekania 10 lat w kolejce po mieszkanie komunalne czy trafienia na ulicę. W samym Wrocławiu są setki lub nawet tysiące skłotów, po prostu, gdy ktoś zajmuje mieszkanie nielegalnie, raczej nie chce się tym chwalić, nie robi z tego manifestu. Prawdopodobnie każdy z nas zna jakiegoś skłotersa i nawet o tym nie wie.
To jakie jest wasze zdanie na temat polskiej polityki mieszkaniowej w Polsce?
Polska polityka mieszkaniowa? To śmieszne, bo nie istnieje coś takiego. Nie ma żadnego planu na zaspokojenie głodu mieszkaniowego, który w Polsce jest ogromny. Zamiast realnej polityki mieszkaniowej mamy prywatyzację, pogardę dla biednych i służalczość wobec bogatych. Jedyne co rząd proponuje to dodatki do rat kredytu, a przecież nie chodzi o to, żeby wspierać banki! Tanie mieszkania komunalne powinny być priorytetem tego i każdego rządu, co nie jest w ogóle brane pod uwagę, dlatego jesteśmy w fatalnej sytuacji, kiedy trzydziestolatkowie mieszkają z rodzicami i nie mogą się uniezależnić i przeprowadzić, do tego praca zamienia nas w niewolników. Uważamy, że robiąc z mieszkania towar, stworzono patologiczną sytuację, gdzie biedniejsi utrzymują banki, wielkie firmy i milionerów. Polska polityka mieszkaniowa to 3 kwestie: prywatyzacja, pogarda dla biednych i służalczość wobec bogatych. Sprzeciwiamy się każdej z nich. Uważam, że jeśli my – czyli ta zdecydowana większość na dole nie zacznie łączyć się w grupy i działać, to będzie tylko gorzej. Poza tym jesteśmy zdania, że każdy powinien wziąć sobie puste mieszkanie i w nim zamieszkać. We Wrocławiu na przykład starczyłoby takich mieszkań dla każdego.
Uważamy, że trzeba uderzyć w system kapitalistyczny, wywłaszczyć banki i wielkie firmy. Gdy państwo przestanie chronić najbogatszych, ludzie nie będą musieli oddawać sporej części swoich zarobków na utrzymanie nierobów. Komorne zostanie zniesione, nieużytki będą zajmowane przez potrzebujących, a jeśli wymagają remontów – sąsiedzi mogliby pomóc. Kiedy mieszkania przestaną stać puste, powstanie lista potrzeb i wtedy mieszkańcy będą mogli zająć się budową kolejnych – z uwzględnieniem skomunikowania z miastem i innymi ważnymi ośrodkami (żłobki, przedszkola, szkoły, sklepy, place zabaw, poradnie lekarskie i inne w pobliżu). Właścicielem powinien być ten, który użytkuje, a nie ten, który jest milionerem. Nie można mieszkać w 30 mieszkaniach na raz – nie widzimy więc powodu, by ktoś tyle posiadał – tym bardziej, gdy inni nie mają gdzie się podziać.
Jak powstało Hulajpole?
Zacznijmy od historii całego domu: willa została wybudowana 1929 roku dla lekarza Paula Münzberga, jej projektantem był Hans Thomas, znany i popularny architekt wrocławski. Po wojnie, gdy Wrocław wrócił na terytorium Polski, willę zamieniono na własność komunalną i podzielono ją na 4 mieszkania. Mniej więcej 8 lat temu mieszkańcy zostali wykwaterowani, ponieważ na działce domu ma powstać nowa obwodnica, łącząca północ miasta z południem. Budowa jednak jest od wielu lat blokowana przez ekologów i lokalnych mieszkańców, którzy walczą z deweloperem i urzędem miasta, bojąc się, że ich spokojna, zielona okolica ulegnie degradacji.
Dom powoli niszczał, a złomiarze wycięli z niego wszystko, co nadawało się na sprzedaż. Pierwsi skłotersi weszli do budynku na początku 2019 roku. To było kilkoro znajomych, którzy mieli dość pracowania na pasożytów i oddawania połowy swojej pensji na wynajem pokoju. Przez pierwszy rok Dom remontowało kilkadziesiąt osób z wrocławskiego środowiska anarchistycznego. To wymagało ogromu pracy i materiałów budowlanych. Zreperowali dziurawy dach i ściany. Postawili ogrodzenie, pojawiły się panele słoneczne, ponieważ budynek nie jest podłączony do elektrowni, a skądś trzeba czerpać energię. Mamy też salę koncertową w garażu, ogród warzywny, domki dla ptaków, pokoje mieszkalne, Freeshop, sitodruk, salon, siłownię, szafę bookcrossing (właściwie to lodówkę: znaną na cały Wrocław!) i osiedlową stację rowerową.
Miasto nie raz wysyłało swoich przedstawicieli i policję. Pojawiają się kolejni mieszkańcy i kolejne projekty. W zeszłym roku zbudowaliśmy Pokój Interwencyjny, razem z dwoma organizacjami pomocowymi, ale o tym później. Należy też wspomnieć o Akcji Lokatorskiej, to organizacja walcząca o godne warunki mieszkaniowe dla wszystkich. Inicjatywa powstała na wrocławskim Nadodrzu, ale działa wszędzie tam, gdzie łamane są podstawowe prawa do mieszkania w ludzkich warunkach. Jej działaczki pomagają nam przez cały czas. Skłotersi spotkali się też z poprzednią mieszkanką domu, która sama znalazła nas na Facebooku i chciała odwiedzić swój dom z dzieciństwa. To było wzruszające.
Dzięki skłotowi kilkanaście osób ma dach nad głową, a setki z niego korzystają. Tak naprawdę historia skłotu Hulajpole to nie tylko historia budynku, a każdego, kto przewinął się przez ten dom. Niejedna osoba trafiła tu przypadkiem, a to miejsce odmieniło jej życie. Niektórzy przyjeżdżają na miesiąc i zostają na rok. Są historie, w których ktoś znalazł miłość lub pasję. Zrodziła się tu niejedna przyjaźń i pewnie jeszcze niejedna się zrodzi.
Skłotowanie to ważna część ideologii anarchistycznej i w ogóle myśli wolnościowej. Jakie są w takim razie ideologiczne i polityczne powody skłotowania?
Dla anarchizmu ważne są: pomoc wzajemna, wolność, brak hierarchii, samorządność, antykapitalizm i sprzeciw wobec własności. Własność rozumianą nie jako mienie osobiste – dom, samochód, komputer itd., tylko fabryki, autostrady, tysiąchektarowe pola czy osiedla. Rzeczy, które powinny należeć do całego społeczeństwa, ale zostały sprywatyzowane, by przynosić zyski jednostkom.
Skłoting wynika bezpośrednio z potrzeb biednych ludzi, którzy nie mają gdzie mieszkać. Jednocześnie jest działaniem bezpośrednim, konfrontuje innych z myślą: Czy sprawiedliwym jest, by jedna osoba miała kilka mieszkań i zamknęła wszystkie na klucz, gdy 100 rodzin nie ma gdzie mieszkać?. Odpowiedzi mogą być różne, ale pierwszy krokiem jest zadanie sobie takiego pytania.
Nie każdy skłot będzie miał ideologiczne czy polityczne pobudki, a tak naprawdę ile skłotów, tyle powodów do skłotowania. W naszym przypadku to w dużym stopniu po prostu chęć utworzenia bezpiecznego miejsca. Takiej trochę bańki, która jest wolna od systemowej opresji, jaka spotyka nas na co dzień. Stworzenie wspólnoty, umożliwiającej wdrożenie w życie idei, w które się wierzy. Oczywiście oprócz tego staramy się, aby nasze mieszkanie w tym miejscu było manifestem. Nasz Dom powstał jako pewna forma nieustającej okupacji: jest to protest przeciwko polityce miasta Wrocław, które od kilkunastu lat nie wybudowało ani jednego (!) nowego mieszkania komunalnego. I choć miasto ma za cel wspieranie mieszkańców w poszukiwaniu miejsca zamieszkania, to w ogóle tego celu nie realizuje. Od początku mówimy, że jeśli każda osoba z kolejki po mieszkanie tzw. komunalne je dostanie, wtedy oddamy przejęty budynek. Tak naprawdę to mieszkań komunalnych we Wrocławiu nie ma w ogóle: są tylko mieszkania do remontu, ale żeby je dostać, trzeba spełniać bardzo dużo różnych wymagań formalnych, a i tak jest ich przyznawanych około 100 rocznie, podczas gdy w kolejce czeka 10 razy tyle osób potrzebujących.
Sytuacja wygląda równie fatalnie w przypadku lokali socjalnych, na przykład okazuje się, że kobieta po udokumentowanej przemocy domowej musi mieszkać dalej z oprawcą lub w ośrodku pomocowym, bo nie dostanie mieszkania. To istna patologia. Wrocław ma jedną z najgorszych polityk mieszkaniowych w całym kraju.
Staliśmy się centrum politycznym, bo mamy miejsce na różnego rodzaju spotkania, warsztaty w plenerze, koncerty i inne aktywności dla grup, które dotąd nie miały gdzie tego robić. Wspieramy także międzynarodowe walki o wolność, na przykład na jesień tego roku gościliśmy delegację Zapatystów – rdzennych mieszkańców Meksyku, którzy spotkali się z wrocławskimi anarchistkami na niezwykle poruszającym wykładzie, trwającym około 7 godzin w oprawie żywego ognia i święcących nad nami gwiazd. To było najbardziej niezwykłe wydarzenie w naszym domku.
Podziękowania za funkcjonowanie naszego Domu należą się dziesiątkom osób z Wrocławia (i nie tylko). To dzięki Wam nasz Dom działa, to Wy go uruchomiliście.
Skłoty często kojarzone są przestrzeniami w bardzo złym stanie. Ludzie, którzy nie wiedzą na czym polega skłotowanie, często mówią, że to „meliny”. Jakie naprawdę panują warunki na skłocie?
Zarówno akademik, skłot jak i mieszkanie własnościowe może być meliną. To zależy wyłącznie od osób, które zajmują się konkretnym miejscem.
Mimo wszystko warunki nie są lekkie. Zazwyczaj problemem są media. U nas na przykład brak prądu i wody sprawia, że sprzątanie staje się wyzwaniem, ale mamy grafik sprzątania i go pilnujemy. Mieszkanie w skłocie często jest mniej komfortowe niż na przykład mieszkanie w bloku. Jak wspominaliśmy, w naszym budynku musieliśmy m.in. wyremontować dach, wstawiać szyby, reperować sufity, ściany… I wciąż jest wiele rzeczy do zrobienia, na dodatek sam Dom wymaga sporo pracy na co dzień. Mamy ogródki, które udostępniamy także tym, którzy tu nie mieszkają, duży salon do spotkań i inne dzielone przestrzenie. Wykopaliśmy własną studnię, zamontowaliśmy piecyki do wody, mamy kuchnię. Często skłoty kojarzą się z pobazgranymi scianami i toaletą obklejoną wlepkami, u nas akurat panuje zasada nierobienia wrzutek i nieprzyklejania wlepek. Dbamy o ekologię. Nasz korytarz jest pełen kapci dla gości, ponieważ zdejmujemy buty po wejściu do Domu. Przy licznych gościach utrzymanie porządku bywa wymagające, ale staramy się, jak możemy. Wiele ludzi mówi, że udało nam się stworzyć domową atmosferę. Niektórzy śmieszkują nawet, że nie przypominamy skłotów, jakie znają, lub, że nazywać Hulajpole skłotem to obraza dla Hulajpola.
Skłotersi to przeważnie bardzo kreatywne osoby, więc pojawiają się różnego rodzaju alternatywne rozwiązania, a samą przestrzeń często zdobią malunki, grafitti, rzeźby czy mozaiki. Z zewnątrz to może wydawać się chaotyczne, ale w tym chaosie jest porządek.
Wiesz – nikt z nas nie pochodzi z bogatego domu, nie mamy jakichś wygórowanych oczekiwań, bo często wychowywaliśmy się w warunkach podobnych do tych, jakie mamy teraz.
Mamy też niezwykle ważną zasadę absolutnej prohibicji narkotykowej, a alkoholu nie można pić w częściach wspólnych. Wprowadziliśmy tę zasadę właśnie po to, aby nie stać się meliną. Na koncertach można pić alkohol, ale narkotyków nie można wnosić na teren. Dzięki temu udaje się nam zachować bezpieczeństwo.
Kto może zamieszkać na skłocie?
To wygląda naprawdę różnie. Możemy wypowiedzieć się tylko w imieniu naszego kolektywu. U nas może zamieszkać osoba, która tego potrzebuje, akceptuje nasze zasady i podziela nasze ideały. To miejsce dla kogoś, kto ma poglądy anarchistyczne i jest aktywny politycznie. Jest tolerancyjna i nikogo nie dyskryminuje. Dom Socjalny im. Piotra Kropotkina to miejsce dla osoby, która jest gotowa, by działać na rzecz Domu, aktywnie uczestniczyć w życiu społeczno-politycznym, nie jest zainteresowana używkami czy imprezami i chce współtworzyć kolektyw, którego członków i członkinie łączą spojrzenie na świat i ideały anarchistyczne. Nie jesteśmy i nie chcemy być hotelem robotniczym, w którym się tylko śpi i je, chcemy tworzyć silną, polityczną grupę.
Oprócz tego mamy pokój gościnny i pokój interwencyjny (dla potrzebujących migrantów lub osób LGBTQ+). Jesteśmy w stanie przyjąć kogoś zarówno do pierwszego, jak i do drugiego pokoju. Utrzymywać i karmić przez mniej więcej miesiąc. Od takich osób nie wymagamy robienia dyżurów czy innych prac. Muszą tylko zaakceptować nasze zasady. Były też osoby, które mieszkały z nami kilka miesięcy, co pozwoliło im stanąć na nogi – nie popadły w długi czy nie narobiły sobie problemów.
Skłot może być nie tylko mieszkaniem, ale też przestrzenią użytkową. Znam historię z Londynu, gdzie ekipa zeskłotowala budynek, w którym stworzyła kawiarnię. Zresztą u nas w Polsce tez działało Cafe Kryzys przy warszawskiej Syrenie. Jest takie hasło pustostany w rece wyobraźni i tylko wyobraźnia jest tutaj ograniczeniem. Każdy kto ma jakąś wizję, może zostać skłotersem i wykorzystać nieużywany budynek, żeby ją spelnic. Nieważne, czy będzie to mieszkanie, imprezownia czy miejsce społeczne.
Ile osób przeważnie mieszka w Domu?
Jest dosyć duża rotacja, ludzie z różnych powodów wprowadzają się i wyprowadzają. Dziś to nie ta sama ekipa, co na początku, a może za 3 lata będzie inna ekipa niż dziś. Miejsca mamy na około 10 osób i liczba mieszkańców oscyluje wokół tego.
A jak wygląda codzienne życie na skłocie?
Jak każdy wstajemy do pracy, jeździmy na spotkania, a w czasie wolnym realizujemy tu swoje pasje. Wspólnie gotujemy obiady tak, aby na osoby, które wracają późno z pracy, czekał ciepły posiłek. Dbamy o czystość, planujemy oraz wykonujemy remonty. Różnica między wynajmowanym mieszkaniem a życiem na skłocie jest taka, że tu jesteśmy dużo bardziej zgrani i politycznie zaangażowani, bo każdy nasz dzień to manifest tego, że można żyć inaczej i da się organizować społeczność w sposób wolnościowy.
Na pewno nie ma nudy. Przez to, że mieszkamy wspólnie w tyle osób, zawsze jest okazja, by spędzić z kimś ciekawie czas, zagrać w szachy, wypić herbatę w kuchni i poplotkować czy też wyjść wspólnie na spacer. Jeżeli ktoś woli spędzać czas sam, to oczywiście też jest taka możliwość. Każdy oprócz swojej pracy, pracuje też w Domu, by rozwijać to miejsce. Poza tym atmosfera, która tu panuje i wspólnie spędzony czas wynagradzają nam wszystko.
Jak w takim razie wygląda kolektywne podejmowanie decyzji? Czy naprawdę o wszystkim decydujecie wspólnie? Czy nie ma pokus o hierarchizację? Jak wygląda podział obowiązków, zarządzanie finansami itp.?
Z grubsza o wszystkich kwestiach domowych, jak remonty, zakupy, wydarzenia kulturalne czy polityczne decydujemy wspólnie przez konsensus. Obowiązki domowe czy finanse załatwiane są poprzez dyżury i rotacyjnie pełnione funkcje na przykład skarbniczki. W kwestii hierarchizacji mamy wypracowane mechanizmy, które temu zapobiegają. Zdaje się, że udało nam się stworzyć solidną ekipę. Są przestrzenie wspólne i obowiązki wobec całego Domu, jednak każda osoba ma też przestrzeń dla siebie, swoich zainteresowań i dla swojej prywatności.
Widzimy się codziennie i mamy regularne spotkania, więc wspólne decyzje to nic trudnego. Zakusy hierarchiczne to działania antyanarchistyczne, więc nie ma większego problemu, by kogoś przywołać do porządku – tym bardziej, że na ogół działamy na zasadzie pełnej zgody. Trudno jest u nas zrobić karierę. Mam wrażenie, że mamy w sobie pokorę i dobro całego Domu jest dla nas ważniejsze, niż nasze prywatne ambicje i jesteśmy w stanie rezygnować z tych drugich, by dbać o te pierwsze. Nie jesteśmy jednak idealni, cały czas się uczymy. Przez kilkanaście lat nauki w szkole i kilkadziesiąt lat życia wszyscy jesteśmy torpedowani tym, że władza człowieka nad człowiekiem jest potrzebna, a ten, kto wyzyskuje innego, to wciąż może być dobry człowiek. Na pewno popełniamy błędy i nie jesteśmy idealni, ale wybraliśmy drogę równości, a nie dominacji. Relacji, a nie pieniędzy, współpracy, a nie współzawodnictwa.
Dużo mówicie o zasadach, których absolutnie każda osoba mieszkająca na skłocie musi przestrzegać. Jakie one są?
Przede wszystkim brak tolerancji na seksizm, homofobię, rasizm i wszelkie inne formy dyskryminacji. Poza tym mocno ograniczone spożywanie alkoholu, wnoszenie narkotyków i mięsa do Domu. Wydaje mi się, że dzięki temu tworzymy tu bezpieczną przestrzeń, gdzie wszystkie osoby mogą czuć się komfortowo. Ponadto, o czym też wcześniej wspominaliśmy niepisaną zasadą zdaje się być też to, że oprócz dyżurów, działamy na rzecz Domu.
A jakie są relacje między wami? Postrzegacie się jako wybraną rodzinę, znajomych, przyjaciół, współlokatorów?
Często ktoś mówi, że jesteśmy dla siebie jak rodzina, co jest miłe – tym bardziej, że my wybieramy siebie nawzajem, a na rodzinę nie ma się wpływu. Wiadomo, że nie każdy będzie się lubił z każdym, nie obywa się bez spin, ale nie ma ich zbyt wiele. Raz w miesiącu mamy spotkanie o uczuciach, a wszelkie kłótnie wyjaśniamy jak najszybciej. Staramy się też spędzać czas razem i pomagać sobie w codziennych zadaniach. Wspólne gotowanie czy oglądanie filmów integruje naszą grupę. Oczywiście jeśli chodzi o sprawy prawne to stajemy za sobą murem i wtedy jesteśmy dla siebie jak najbliższe rodzeństwo.
Swoją drogą rodzina z krwi też nas często odwiedza.
To co robicie w czasie wolnym?
Wolny czas ze skłotersami jest bardzo kreatywny! Oprócz wspólnego gotowania, gramy w planszówki i w szachy, pływamy po Odrze, zimą zjeżdzamy na z górek na byle czym, strzelamy z proc i malujemy grafiti. Organizujemy spotkania i dyskusję. Często organizujemy wyjazdy w góry, które kochamy. Bywały czasy, że chodziliśmy na saunę i na ping ponga. No i odwiedzamy innych skłotersów na różnych festiwalach i koncertach.
A jak w takim razie postrzegają was osoby z zewnątrz?
Najlepiej byłoby zapytać się sąsiadów (śmiech).
Ludzie nas lubią i może nawet trochę podziwiają, a przynajmniej dotychczas spotkaliśmy się z samymi pozytywnymi reakcjami, choć czasem z niedowierzaniem z nami rozmawiają, bywają trochę zszokowani. Pewnie niektórzy mają nas trochę za wariatów, ale być może nimi jesteśmy, bo nie wymieniamy telefonów co rok i nie zbieramy pieniędzy na nowy telewizor. Staramy się żyć dobrze z sąsiadami, kiedyś uslyszeliśmy, że wolą nas, niż żeby to miejsce niszczało i bylo meliną.
Czyli działalność skłotersów wykracza poza skłot?
Pewnie, staramy się wychodzic z inicjatywami do naszego sasiedztwa i je aktywizować. Organizowalismy piknik sąsiedzki, zbiórki, mamy stację rowerowa i bookcrossing dla lokalnej spoleczności.
Skłoting to ruch międzynarodowy, więc siłą rzeczy wspieramy aktywistki z innych miast i państw. Dużo z naszych mieszkańców działa w innych grupach i inicjatywach anarchistycznych, no i udostepniamy naszą przestrzeń dla chętnych. Nie jesteśmy tutaj tylko sami dla siebie, choć mieszkanie pomaga nam i przede wszystkim oferuje schronienie i dach nad głową. Jeśli interesuje kogoś interesuje jakaś grupa albo ma pomysł na jakieś działanie, to zachęcamy, by do nas napisać na hulajpole@hulajpole
A co uważacie za swoje największe osiągnięcie?
Trudno powiedzieć, bo dla każdego mieszkańca inny projekt może być tym najważniejszym.
Ja (Patrycja) mogę powiedzieć, że dla mnie najważniejszy jest projekt Pokoju Interwencyjnego, który stworzyłyśmy razem z Kulturą Równości i Stowarzyszeniem Nomada. Jest to pokój, w którym może zamieszkać osoba, która nagle wpadła w kryzys bezdomności. Może u nas mieszkać za darmo przez jeden miesiąc, ma zapewnione wyżywienie i produkty kosmetyczno-higieniczne. Takie osoby są kierowane do nas przez wymienione organizacje, to mogą być osoby LGBT+ lub migranci. Organizacje zapewniają im pomoc psychologiczną i prawną oraz znalezienie mieszkania na stałe, co zazwyczaj trwa. My jesteśmy tym miejscem przejściowym, kiedy człowiek nie łapie się na żadną pomoc, bo musi czekać na decyzje z MOPSu, na dokumenty z Urzędu Pracy itp. i bez nas mieszkałby na ulicy. Schronienie znalazło u nas już 8 osób w tym roku, była osoba z Tajwanu czy z Japonii. To bardzo ciekawe doświadczenie i nasz najbliższy temat.
Dla mnie (410) to chyba była wizyta Zapatystów – rewolucjonistów, rdzennych mieszkanców Meksyku. Zorganizowaliśmy spotkanie wewnętrzne, na które przyszło ponad 50 osób. Przez kilka godzin słuchaliśmy wpatrzeni w delegację, która opowiadała nam o swoich doświadczeniach i walce z kapitalizmem. Nigdy tego nie zapomnę.
(Marek) Chyba największym osiagnieciem jest to ze to miejsce trwa juz prawie trzy lata i jest miejscem, ktore ludzie po prostu dobrze kojarzą i wspominają. Oby to trwalo dalej.
Wygląda na to, że na swoim koncie macie wiele sukcesów, to z czym w takim razie są największe problemy?
Obecnie jest to brak wody bieżącej. Miasto wykorzystało fakt budowy obwodnicy i odłączyło nas od wodociągów. Nie zamierza z nami współpracować, a więc nie mamy stałego dostępu do mediów. Chcielibyśmy móc korzystać i płacić za media, ale nie mamy takiej możliwości. Pomału staramy się stworzyć własny system obiegu wody, niestety, idzie to mozolnie, a mieszkanie bez wody jest naprawdę ciężkie, proste zadania stają się trudne, jak na przykład sprzątanie czy zmywanie naczyń. Przywozimy wodę butelkowaną, zrobiliśmy też studnię, którą staramy się podłączyć do instalacji domowej. Prąd również jest wyzwaniem, mamy panele słoneczne, ale w okresie gdy słońca nie ma dużo, prądu również jest niewiele. To wszystko jest zdecydowanie bardziej kosztowne, niż bycie jednym z wielu odbiorców któregokolwiek z mediów.
A czy jest coś, czego się boicie jako skłotersi?
Chyba bezrobocia i bezdomności. Ale i te problemy nasz skłoting trochę rozwiązał, to znaczy przy pracy w Domu nauczyliśmy się masy rzeczy i poznaliśmy wiele osób. Środowisko anarchistyczne oferuje mniej lub bardziej stałe miejsca pracy na przykład usługi remontowe itp. Boimy się też ewikcji, niejeden skłot zakończył swój żywot przez nielegalne praktyki właścicieli. Ale paradoksalnie skłoting często okazuje się bardziej stabilny niż wynajmowanie mieszkania na patorynku, gdzie z dnia na dzień możesz dostać wymówienie pokoju. Nie raz takie osoby lądowały u nas, gdyż potrzebowały czasu, aby znaleźć coś nowego i nie miały gdzie mieszkać. Na razie nie boimy się o stratę domu, ale mamy świadomość tego zagrożenia i staramy się planować na tę ewentualność.
Wolnościowe środowisko we Wrocławiu jest bardzo pomocne – nie ma problemu, żeby znaleźć u kogoś kąt do mieszkania, żeby ktoś cię nakarmił i pomógł, więc tak naprawdę tych dwóch rzeczy nie trzeba się bać. Jest też kwestia obawy o wewnętrzne spory i podziały. Tak jak mówiliśmy staramy się rozwiązywać konflikty na bieżąco i mamy mechanizmy do rozładowywania domowych napięć, ale wiadomo, że ekipa jest żywa i rożnie bywa. Jesli jest zgrana grupa to nie problemu, by w sytuacji utraty budynku, zająć kolejny pustostan. Razem mozna wszystko.
Ostatecznie każdy jest inny i nie mamy wspólnych, uniwersalnych obaw.
Naszym bogactwem są relacje. Dom Socjalny im. Piotra Kropotkina ma swoją stronę https://hulajpole.noblogs.org/
Wypowiedź skłotu Hulajpole została złączona z kilku głosów udzielających w wywiadzie odpowiedzi, a następnie zatwierdzona przez resztę mieszkańców i mieszkanek Domu Socjalnego im. Piotra Kropotkina. Wywiad stara się jak najlepiej reprezentować przekonania całego skłotu, ale oczywiście nie oddaje każdej indywidualnej postawy.
Poniżej link do źródła:
Zapraszamy do komentowania.